Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie, że lord Castlereagh zaspokoił wprzód najniższą z ludzkich potrzeb zanim sobie poderżnął gardło; akademik zaś Auber poszukał tabakierki aby zażywać tabakę idąc na śmierć. Rozbierał te dziwactwa i zastanawiał się nad samym sobą; naraz, kiedy się usunął ku parapetowi mostu aby przepuścić jakiegoś tragarza, ten oprószył mu lekko rękaw; otóż złapał się na tem, że starannie otrzepał pył. Doszedłszy do połowy mostu, spojrzał posępnie na wodę.
— Lichy czas dla topielców, rzekła śmiejąc się staruszka w łachmanach. Ależ brudna i zimna ta Sekwana!
Odpowiedział szczerym uśmiechem który świadczył o napięciu jego determinacji; ale naraz zadrżał, ujrzawszy zdaleka, koło Tuilleryjskiego portu, barak uwieńczony napisem, gdzie rysowały się literami na stopę wysokiemi te słowa: POMOC DLA TOPIELCÓW. Ukazał mu się p. Dacheux, zbrojny swą filantropją, jak budzi i wprawia w ruch owe cnotliwe wiosła, rozbijające głowy topielcom, skoro, nieszczęściem, wynurzą się nad wodę; ujrzał go jak ściąga ciekawych, woła lekarza, cuci; odczytał żale dziennikarza, kreślone przy wesołej kolacji pod okiem uśmiechniętej tancerki; usłyszał dźwięk talarów wyliczanych za jego głowę przewoźnikowi przez prefekta policji. Po śmierci wart był pięćdziesiąt franków; ale żywy był jedynie talentem bez protektorów, bez przyjaciół, bez legowiska i bez dachu, prawdziwem zerem społecznem, bezużytecznym dla państwa dla którego się nie liczy. Śmierć w biały dzień wydała mu się ohydną, posta-