tam całą religję katolicką w słodkim i wspaniałym uśmiechu, zdającym się wyrażać tę zasadę w której się ona streszcza: Miłujcie się wzajem. Obraz ten rodził w duszy modlitwę, zalecał przebaczenie, tłumił egoizm, budził wszystkie uśpione cnoty. Posiadłszy przywilej czarów muzyki, dzieło Rafaela rzucało widza pod przemożny urok wspomnień, i tryumf jego był zupełny, zapominało się malarza. Czar światła potęgował jeszcze ten cud: chwilami zdawało się że głowa porusza się w oddali, na tle jakiejś chmury.
— Pokryłem to płótno sztukami złota, rzekł zimno kupiec.
— A więc, trzeba będzie umrzeć! wykrzyknął młody człowiek, budząc się z zadumy, której ostatnia myśl przywiodła go z powrotem do jego nieszczęsnej doli, odciągając go, mocą niepochwytnych wniosków, od ostatniej nadziei której się czepił.
— A! miałem tedy słuszność żem ci nie ufał! odparł starzec chwytając obie ręce młodego człowieka i ściskając je za garście w jednej swojej dłoni jak w kleszczach.
Nieznajomy uśmiechnął się smutnie z tej omyłki i rzekł łagodnie:
— Och, panie, niech się pan niczego nie lęka: chodzi o moje życie nie o pańskie... Czemu nie miałbym się przyznać do niewinnego podstępu? dodał objąwszy wzrokiem niespokojnego starca. Czekając nocy, aby się móc utopić bez zbiegowiska, przyszedłem obejrzeć pańskie skarby. Któżby nie wybaczył tej ostatniej przyjemności uczonemu i poecie?
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.