Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

— Młodzieńcze, strzeż się! wykrzyknął starzec z nieopisaną żywością.
— Rozwiązałem moje życie przez naukę i myśl, ale nie dały mi nawet chleba, odparł nieznajomy. Nie chcę się dać omamić ani kazaniu godnemu Swedenborga, ani pańskiemu wschodniemu amuletowi, ani miłosiernym wysiłkom, jakich pan dokłada, aby mnie zatrzymać na świecie gdzie moje istnienie jest już niemożliwe... Tak! dodał ściskając talizman konwulsyjną dłonią i patrząc na starca. Chcę obiadu iście królewskiego, chcę jakiejś bachanalji godnej wieku który podobno udoskonalił wszystko! Niech moi biesiadnicy będą młodzi, inteligentni i bez przesądow, weseli aż do szaleństwa! Niech wina idą po sobie wciąż tęższe, wciąż bardziej musujące, i niechaj mają moc upicia nas na trzy dni! Niech ta noc będzie strojna kobietami z płomienia! Chcę aby oszalała i dziko wyjąca rozpusta poniosła nas na swoim czterokonnym rydwanie poza krańce świata i wysypała nas na nieznanych wybrzeżach! Niechaj dusze wzbijają się do nieba lub topią się w błocie, nie wiem czy wówczas wznoszą się czy zniżają, mniejsza! Zatem, nakazuję tej złowrogiej władzy, aby mi stopiła wszystkie rozkosze w jednej! Tak, czuję potrzebę objęcia rozkoszy nieba i ziemi ostatnim uśmiechem, aby w nich skonać. Toteż pragnę i starożytnych priapeji po piciu, i śpiewów zdolnych obudzić umarłych, i potrójnych pocałunków, pocałunków bez końca, których dźwięk przeleci nad Paryżem niby trzask pożaru, obudzi małżon-