wszym swoim obrazem dorównał sławom malarskim Cesarstwa. Drugi rzucił wczoraj bujną książkę, nacechowaną jakgdyby wzgardą dla literatury i wskazującą młodej szkole nowe drogi. Dalej, rzeźbiarz, którego surowa twarz zdradzała krzepki talent, rozmawiał z jednym z owych zimnych szyderców, którzy, wedle okoliczności, to nie chcą widzieć wyższości nigdzie, to uznają ją wszędzie. Tu, najdowcipniejszy z naszych karykaturzystów, ze złośliwem okiem, kąśliwemi usty, chwytał koncepty aby je zilustrować ołówkiem. Tam, młody i śmiały pisarz, który, jak nikt, umiał destylować kwintesencję myśli politycznej, lub też zagęszczać w żart swą płodną inteligencję, rozmawiał z owym poetą, którego utwoy zmiażdżyłyby wszystkie dzieła naszej epoki, gdyby jego talent miał siłę jego nienawiści. Obaj silili się nie powiedzieć prawdy i nie skłamać, obsypując się wzajem słodkiemi pochlebstwami. Sławny muzyk pocieszał w h-mol, drwiącym głosem, młodego polityka, który spadł świeżo z trybuny nie wyrządzając sobie szkody. Młody autor bez stylu znajdował się obok młodego autora bez myśli, pełni poezji prozaicy obok prozaicznych poetów. Widząc te niepełne istoty, biedny saint-simonista, dość naiwny aby wierzyć w swą doktrynę, skupiał je miłosiernie, pragnąc je bez wątpienia przerobić na zakonników swojej reguły. Wreszcie było tam paru owych uczonych, zaproszonych poto aby dodać azotu rozmowie, oraz kilku wodwilistów gotowych rzucić w nią owe ulotne blaski, które, podobne iskrom djamentu, nie dają światła ani ciepła. Kilku handla-
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.