Objął stół tępem spojrzeniem, poczem, jakgdyby wycieńczony tym wysiłkiem, opadł na krzesło, schylił głowę i siedział niemy.
— Czy to nie byłoby zabawne, rzekł znawca do sąsiada, gdybym się bił o utwór którego nigdy nie widziałem ani nie czytałem?
—Emilu, uważaj-no na swoje ubranie,twój sąsiad blednie,rzekł Bixiou.
— Kant, powiada pan? Jeszcze jeden balon puszczony dla zabawy głupców. Materjalizm i spirytualizm, są to dwie ładniutkie rakiety, któremi szarlatani w biretach podbijają jednego i tego samego palanta. Czy Bóg jest we wszystkiem, wedle Spinozy, czy też wszystko płynie z Boga, wedle świętego Pawła... głupcy! otworzyć czy zamknąć drzwi, czy to nie ten sam gest? Czy jaje bierze się z kury czy kura z jaja... Podaj mi kaczkę!... Oto cała wiedza.
— Głupcze, krzyknął uczony, kwestję którą podnosisz rozstrzygnął już fakt.
— Jaki?
— Katedry profesorskie nie zostały stworzone dla filozofji, ale filozofja dla katedr! weź okulary, czytaj budżet.
— Złodzieje!
— Głupcy!
— Oszusty!
— Tumany!
— Gdzież, poza Paryżem, znajdziecie równie żywą, równie szybką wymianę myśli, wykrzyknął Bixiou przesadnym basem.
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.