dziej jest lękliwa, biała i naiwna niż ta dziewczyna, która wyglądała na szesnaście lat, zdawała się nie znać co zło, nie wiedzieć o miłości ani burzach życia i przybywać z kościoła, gdzie modliła się do aniołów aby ją wcześniej zabrali do nieba. Jedynie w Paryżu spotyka się te istoty o niewinnej twarzy, kryjące najgłębsze skażenie, najwymyślniejsze zepsucie pod czołem tak słodkiem, tak tkliwem jak kwiat stokroci. Zwiedzeni w pierwszej chwili obietnicami wypisanemi w lubych powabach tej młodej dziewczyny, Emil i Rafael przyjęli kawę, którą im nalała do filiżanek podanych przez Akwilinę, i wdali się z nią w rozmowę. Jakaś złowroga aluzja, która padła z jej ust, do reszty przeobraziła w oczach dwóch poetów oblicze ludzkiego życia: surowej i namiętnej fizjognomji swej imponującej towarzyszki przeciwstawiła obraz owego zimnego zepsucia, okrutnego w rozkoszy, dość szalonego aby popełnić zbrodnię a dość silnego aby się z niej śmiać, demona bez serca który karze bogate i tkliwe dusze za to że odczuwają wzruszenia jemu odjęte, który zawsze znajdzie jakiś grymas miłości do sprzedania, łzy na pogrzeb swej ofiary a radość wieczorem przy czytaniu jej testamentu. Poeta zachwyciłby się piękną Akwiliną; cały świat powinienby uciekać przed wzruszającą Eufrazją: jedna była duszą zepsucia, druga zepsuciem bez duszy.
— Chciałbym wiedzieć, rzekł Emil do tego ślicznego stworzonka, czy ty czasem myślisz o przyszłości?
— Przyszłość? odparła śmiejąc się. Co pan nazywa przyszłością? Po co myśleć o tem co jeszcze
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.