zacny przyjacielu, stanie się rzeczą dowiedzioną, że istnieją serca czułe, delikatne jak kwiaty, i łamiące się jak one od lekkiego trącenia, którego inne serca, mineralne, nawet nie odczują...
— Och! przez litość, oszczędź mi przedmowy, rzekł Emil, z miną nawpół śmiejącą nawpół miłosierną biorąc Rafaela za rękę.
Przetrwawszy chwilę w milczeniu, Rafael uczynił niedbały gest i rzekł:
— Nie wiem, doprawdy, czy nie trzeba przypisać oparom wina i ponczu tej jakiejś jasności wzroku, która pozwala mi objąć w tej chwili całe moje życie, niby obraz w którym wiernie są oddane postacie, barwy, cienie, światła, półtony... Ta poetycka gra mojej wyobraźni nie dziwiłaby mnie, gdyby jej nie towarzyszył jakiś odcień wzgardy dla moich minionych cierpień i radości. Widziane na odległość, życie moje jakgdyby kurczy się wskutek pewnego zjawiska psychicznego. Ową długą i powolną mękę, która trwała dziesięć lat, da się dziś oddać w kilku zdaniach, w których cierpienie będzie już tylko myślą a przyjemność filozoficzną refleksją. Rozumuję zamiast czuć...
— Jesteś nudny jak komentarz do paragrafu, wykrzyknął Emil.