bez wysiłku brzemię potęgi która uchodzi przed nimi, intryganci, bogaci w słowa a wyzuci z myśli, krzątają się, biorą na lep głupców, wciskają się w zaufanie dudków. Jedni uczą się, drudzy idą naprzód; jedni są skromni, drudzy są śmiali. Człowiek genialny tai swą dumę, człowiek sprytny wystawia na pokaz swoją: siłą rzeczy musi dojść do celu. Ludzie będący przy władzy tak bardzo potrzebują wierzyć w wartości już gotowe, w czelne talenty, że dzieciństwem jest aby prawdziwy uczony spodziewał się ludzkich nagród. Nie chcę zaiste parafrazować komunałów cnoty, owej pieśni nad pieśniami wiecznie śpiewanej przez zapoznanych geniuszów: chcę wywieść logiczną przyczynę częstych sukcesów odnoszonych przez ludzi miernych. Niestety! nauka jest tak macierzyńsko dobra, że może zbrodnią jest żądać od niej innej nagrody niż czyste i słodkie radości jakiemi karmi swoje dzieci. Przypominam sobie, jak czasem wesoło maczałem chleb w mleku, siedząc koło okna dla odetchnięcia powietrzem, pozwalając szybować oczom nad krajobrazem dachów bronzowych, szarych, czerwonych, z łupku, z dachówki, porosłych żółtym lub zielonym mchem. Jeżeli w początkach widok ten zdawał mi się jednostajny, niebawem odkryłem w nim osobliwe piękności. Wieczorem, jasne smugi strzelające z niedomkniętych okiennic łagodziły i ożywiały czarne głębie tej oryginalnej krainy. To znów blade światła rzucały z dołu, poprzez mgłę, żółte odblaski, i znaczyły słabym zarysem giętą linję tych stłoczonych dachów, ocean nieruchomych
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.