Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

wniak mój był u niej, nie widziała mnie poprostu: przyjmowała mnie może obojętniej niż w dniu w którym mnie jej przedstawiono. Jednego dnia upokorzyła mnie wobec księcia gestem, spojrzeniem, jakich żadne słowo nie zdołałoby odmalować. Wyszedłem z płaczem, układając tysiączne plany zemsty, postanawiając ją zgwałcić... Często towarzyszyłem jej do Bouffons: tam, obok niej, cały pochłonięty mą miłością, patrzałem na nią oddając się czarowi muzyki, sycąc duszę podwójną słodyczą kochania i odnajdywania drgnień mego serca w tonach melodji. Miłość moja była w powietrzu, na scenie, tryumfowała wszędzie, wyjąwszy w sercu mej kochanki. Ujmowałem wówczas rękę Fedory, studjowałem jej rysy, jej oczy, żebrząc w nich zlania naszych uczuć, owej nagłej harmonji, która, zbudzona muzyką, sprawia że dusze współdźwięczą zgodnie. Ale ręka jej była niema, a oczy nie mówiły nic. Kiedy ogień mego serca, wydzielający się ze wszystkich moich rysów, bił ją zbyt silnie w twarz, rzucała mi ten sztuczny uśmiech, konwencjonalny frazes, który się powtarza w salonach na wargach wszystkich portretów. Nie słuchała muzyki. Boskie melodje Rossiniego, Cimarozy, Zingarellego nie przypominały jej żadnego uczucia, nie tłómaczyły żadnej poezji jej życia; dusza jej była oschła. Fedora wystawiała się tam na pokaz niby widowisko w widowisku. Lornetka jej wędrowała bezustanku z loży do loży; ona sama, niespokojna mimo swego spokoju, była ofiarą mody; jej loża, jej fryzura, powóz były dla niej wszystkiem. Często spotyka