— Pani dzwoniła?
— Dwa razy! odparła Fedora. Cóż to, ogłuchłaś?
— Przyrządzałam migdałowe mleko dla pani.
Justysia uklękła, rozwiązała tasiemki u trzewików, rozzuła swoją panią, która, niedbale wyciągnięta na sprężynowym fotelu przy ogniu, ziewała drapiąc się w głowę. Ruchy jej były bardzo naturalne; nic nie zdradzało tajemnych cierpień ani namiętności które podejrzewałem.
— Jerzy jest zakochany, rzekła, oddalę go. Znowu zapuścił firanki dziś wieczorem. O czem on myśli?
Na te słowa, krew spłynęła mi do serca: ale nie było już mowy o firankach.
— Życie jest bardzo czcze, ciągnęła hrabina. — Noo! znowu mnie podrapiesz tak jak wczoraj. O, patrz, rzekła pokazując jej delikatne i gładkie kolanko, mam jeszcze ślady twoich pazurów.
Włożyła bose nogi w aksamitne pantofle wyścielone łabędzim puchem i rozpięła suknię podczas gdy Justysia ujęła grzebień aby ją uczesać na noc.
— Trzeba wyjść za mąż, proszę pani, mieć dzieci.
— Dzieci! brakowałoby tylko tego aby mnie dobić! wykrzyknęła. Mąż! Gdzież jest mężczyzna któremu mogłabym się... Czy dobrze byłam uczesana dziś wieczór?
— Tak... niebardzo.
— Głupia jesteś.
— Bardzo pani nie do twarzy z zanadto ukręconemi włosami, ciągnęła Justysia. W dużych gładkich puklach o wiele lepiej.
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.