dziesiąt franków które mi się należały starczą na zapłacenie długów; poszedłem tedy po moją zapłatę. Spotkałem Rastignaka, który zauważył że jestem zmieniony, wychudły.
— Z jakiego ty szpitala wychodzisz? spytał.
— Ta kobieta mnie zabija, odparłem. Nie mogę ani nią gardzić, ani zapomnieć o niej.
— Lepiej zabij ją, przestaniesz może o niej myśleć, wykrzyknął ze śmiechem.
— Myślałem o tem, odparłem. Ale, o ile orzeźwiam niekiedy mą duszę myślą o zbrodni, gwałcie lub morderstwie, i obu razem, czuję się niezdolny do tego w rzeczywistości. Hrabina jest to uroczy potwór, który błagałby zmiłowania, a nie każdemu dano jest być Otellem.
— Jest jak wszystkie kobiety których nie możemy zdobyć, przerwał Rastignac.
— Szaleję, wykrzyknąłem. Czuję jak chwilami szaleństwo wyje w moim mózgu. Myśli moje są jak upiory, tańczą wkoło mnie nie dając się pochwycić. Wolę śmierć niż to życie. To też szukałem świadomie najlepszego środka zakończenia tej walki. Nie chodzi już o Fedorę żywą, o Fedorę z dzielnicy Saint-Honoré, ale o moją Fedorę, o tę która jest tu! rzekłem uderzając się w czoło. Co myslisz o opium?
— Ba! okropne cierpienia, odparł Rastignac.
— Zaczadzenie?
— Chamstwo!
— Sekwana?
— Sieci ratownicze i morga są bardzo brudne.
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.