orgją słów, zdań bez myśli oraz myśli którym często zbrakło wyrazu.
Nazajutrz, około południa, piękna Akwilina wstała, ziewając, zmęczona, z policzkami pocentkowanemi odciskiem taburetu na którym spoczywała jej głowa. Eufrazja, zbudzona ruchem swej towarzyszki, zerwała się nagle z chrapliwym krzykiem; ładna jej twarz, tak biała i świeża poprzedniego wieczora, była żółta i blada jak twarz dziewczyny idącej do szpitala. Stopniowo biesiadnicy zaczęli się ruszać wydając żałosne pomruki, ręce i nogi mieli zdrętwiałe, wszystkie rodzaje zmęczenia czyhały na ich przebudzenie. Lokaj otworzył żaluzje i okna. Zebranie znalazło się na nogach, przywołane do życia gorącemi promieniami słońca, które zamigotało na głowach śpiących. W blasku dnia, kobiety przedstawiały wstrętny widok. Niespokojny sen zniszczył wytworne gmachy fryzur i wymiął ich suknie; włosy zwisały bez wdzięku, fizjognomje zmieniły wyraz, lśniące oczy sćmiły się znużeniem. Cera brunetek, rzucająca tyle blasku przy świetle, wyglądała okropnie; limfatyczne twarze blondynek, tak białe i miękkie kiedy są wypoczęte, stały się zielone; usta, wprzód rozkoszne i czerwone, teraz suche i blade, nosiły szpetne znamiona pijaństwa. Mężczyźni odrzekali się swoich kochanek z tej nocy, widząc je tak zwiędłe i trupie, niby kwiaty zdeptane na ulicy po przejściu procesji. Mężczyźni byli jeszcze okropniejsi. Zadrżelibyście ujrzawszy te twarze ludzkie, o zapadłych i podkrążonych oczach które zdawały się nie widzieć, nabrzmiałe winem, otępiałe od niespokojnego
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.