szlafrok i zanurzony w miękkim fotelu, Rafael czytał dziennik. Bezgraniczna melancholja której widocznie był pastwą, wyrażała się w chorobliwej i zmęczonej pozie, malowała się na czole, na twarzy bladej niby zwiędły kwiat. Cechował go jakiś zniewieściały wdzięk, oraz coś z dziwactwa właściwego chorym bogaczom. Ręce jego, podobne rękom ładnej kobiety, odznaczały się miękką i delikatną białością. Mocno przerzedzone włosy blond kręciły się na skroniach z wyszukaną zalotnością. Grecka czapeczka, z gałką za ciężką dla lekkiego kaszmiru z którego była sporządzona, zwisała nieco na bok. U nóg leżał porzucony malakitowy nóż oprawny w złoto, którym dopiero co przecinał kartki jakiejś książki. Na kolanach spoczywał bursztyn wspaniałej indyjskiej fajki, której emaljowane skręty leżały niby wąż na posadzce, on zaś zapominał wysysać jej orzeźwiający aromat. Mimo to, ogólnej niemocy tego młodego ciała przeczyły błękitne oczy, w których zdawało się skupiać całe jego życie, gdzie błyszczało niezwykłe i przejmujące uczucie. Przykro było patrzeć na to spojrzenie. Jedni wyczytaliby w niem rozpacz; inni odgadliby wewnętrzną walkę, równie straszną jak wyrzut sumienia. Było to głębokie spojrzenie niemocy która dławi swoje pragnienia na dnie serca, lub też skąpca, kosztującego myślą wszystkich rozkoszy, jakie pieniądze jego mogłyby mu dać, i odmawiającego ich sobie aby nie uszczuplić swego skarbu; lub też spojrzenie spętanego Prometeusza, zdetronizowanego Napoleona, gdy dowiaduje się w r. 1815 w Elizeum o strategicznym błędzie po-
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.