Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby poczciwy klasyk, roztropny krytyk i piastun dobrego smaku, znał Byrona, byłby ujrzał Manfreda tam gdzie chciałby widzieć Childe-Harolda.
— Dzieńdobry, mój dobry Porriquet, rzekł Rafael ściskając zimne ręce starca w palących i wilgotnych dłoniach. Jak się miewasz?
— Ja, dobrze, odparł starzec przerażony dotknięciem tej zgorączkowanej dłoni. A ty?
— Och! mam nadzieję utrzymać się w dobrem zdrowiu.
— Pracujesz zapewne nad jakiemś pięknem dziełem?
— Nie, odparł Rafael. Exegi monumentum, drogi Porriquet, dokończyłem wielkiej stronicy i pożegnałem się z nauką na zawsze. Zaledwie wiem, gdzie się znajduje mój rękopis.
— Mam nadzieję, że styl jest czysty? spytał profesor. Przypuszczam, że nie uznajesz barbarzyńskiego języka tej nowej szkoły, która wyobraża sobie że zdziałała cuda wynajdując na nowo Ronsarda!
— Moja praca jestto dzieło czysto fizjologiczne.
— Och, to co innego, odparł profesor. W naukach ścisłych gramatyka musi się naginać do wymagań treści. Mimo to, moje dziecko, styl jasny, harmonijny, język Massillona, pana de Buffon, wielkiego Racine’a, słowem styl klasyczny... Ale, drogi chłopcze, przerwał profesor, zapomniałem celu mojej wizyty. Jest to wizyta interesowna.
Przypomniawszy sobie zbyt późno wykwintną swadę oraz wymowne peryfrazy do jakich długie ba-