Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

mniej lub więcej żywej gry świateł. Wąska i płaska twarz, na której zmarszczki były wypełnione grubą warstwą blanszu i różu, wyrażała zarazem chytrość i niepokój. W kilku miejscach brakło tego malowidła i tam ujawniała się tem bardziej sina i zniszczona cera; toteż niepodobna było nie śmiać się widząc tę głowę o szpiczastej brodzie, o wystającem czole, dość podobną do owych pociesznych drewnianych figur jakie w Niemczech rzeźbią pasterze w chwilach wypoczynku. Przyglądając się kolejno temu staremu Adonisowi i Rafaelowi, obserwator byłby rozpoznał u margrabiego oczy młodzieńca pod maską starca, u nieznajomego zaś zgasłe oczy starca pod maską młodzieńca. Valentin silił się przypomnieć sobie w jakich okolicznościach widział tego starowinę, który, w wykwitnym krawacie, w butach, podzwaniał ostrogami i zakładał ramiona z miną człowieka mającego do rozporządzenia wszystkie siły bujnej młodości. W chodzie jego nie było nic sztucznego ani sztywnego. Wytworny i starannie zapięty fraczek oblekał krzepką mimo wieku postać starego eleganta idącego jeszcze z prądem mody. Ta marjonetka pełna życia miała dla Rafaela urok zjawy; przyglądał się jej niby staremu zczerniałemu Rembrantowi, świeżo odrestaurowanemu, powerniksowanemu, wstawionemu w nową ramę. Porównanie to pozwoliło mu odnaleźć ślad prawdy w swoich mglistych wspomnieniach: poznał handlarza starożytności, człowieka któremu zawdzięczał swoje nieszczęście. W tej samej chwili niemy śmiech wymknął się tej fantastycznej osobistości i zarysował