Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

sukienki udzielało się drżenie, którem pulsowało jej ciało w rytm przyspieszonego bicia serca.
— Och! niech pan przyjdzie jutro, rzekła, niech pan przyjdzie do hoteliku Saint-Quentin zabrać swoje papiery. Będę tam o południu. Niech pan przyjdzie punktualnie.
Wstała spiesznie i wyszła. Rafael chciał iść za Pauliną, ale lękał się ją narazić. Został, spojrzał na Fedorę, wydała mu się brzydka; nie zdolny słuchać muzyki, dławiąc się w tej sali, z wezbranem sercem, wyszedł i wrócił do domu.
— Jonatas, rzekł do starego sługi znalazłszy się w łóżku, daj mi pół kropli laudanum na kawałku cukru, a jutro obudź mnie dopiero dwadzieścia minut przed dwunastą... — Chcę, aby Paulina mnie kochała! wykrzyknął spoglądając na talizman z niewysłowionym lękiem.
Skóra nie drgnęła, zdawałoby się że straciła swą kurczliwość; bezwątpienia nie mogła spełnić chęci która się już ziściła.
— Ha! wykrzyknął Rafael, jakgdyby uwolniony z ołowianego płaszcza który nosił od dnia kiedy otrzymał talizman, kłamiesz, nie słuchasz mnie, pakt zerwany! Jestem wolny, będę żył! Więc to był lichy żart?...
Mówiąc tak, nie śmiał wierzyć własnym myślom. Ubrał się skromnie, tak jak chodził niegdyś, i postanowił iść pieszo do dawnego mieszkania, gdzie się oddawał bez lęku furji swoich pragnień, gdzie nie wzniósł się jeszcze ponad wszystkie ludzkie rozkosze.