Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

nia, usłyszałam w sali jakiś głos, który zawołał: „On tu jest!“ Odwróciłam się i zobaczyłam ciebie. Och! uciekłam, miałam ochotę rzucić ci się na szyję przy wszystkich.
— Szczęśliwa jesteś, że możesz mówić! wykrzyknął Rafael. Ja mam serce ściśnięte. Chciałbym płakać, nie mogę. Nie cofaj mi ręki. Zdaje mi się, że mógłbym całe życie patrzeć tak na ciebie, czując się szczęśliwym, zadowolonym.
— Och, powtórz mi to, ukochany!
— Ach, czemże są słowa? odparł Valentin, roniąc gorącą łzę na ręce Pauliny. Później spróbuję ci wyrazić moją miłość; w tej chwili mogę tylko czuć...
— Och! wykrzyknęła, ta piękna dusza, ten piękny talent, to serce które znam tak dobrze, wszystko to jest moje, tak jak ja jestem twoja?
— Na zawsze, moja słodka istoto, rzekł Rafael wzruszonym głosem. Będziesz moją żoną, moim dobrym duchem. Twoja obecność zawsze rozpraszała moje zgryzoty i orzeźwiała mi duszę; w tej chwili twój anielski uśmiech oczyścił mnie niejako. Mam uczucie, że zaczynam nowe życie. Okrutna przeszłość, moje smutne szaleństwa zdają mi się już tylko złym snem. Jestem czysty, blisko ciebie. Czuję wiew szczęścia. Och! bądź tutaj zawsze, dodał tuląc ją ze wzruszeniem do bijącego serca.
— Niech przyjdzie śmierć kiedy zechce, wykrzyknęła Paulina w ekstazie, żyłam!
Szczęśliwy kto odgadnie ich słodycze, poznał je!