Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

zległ się śmiech szczery, radosny, przeciągły niby śpiew ptaka.
— Jestem zazdrosna o gazetę, rzekła wycierając łzy, które wycisnął jej ten dziecinny śmiech. Czy to nie jest zdrada, ciągnęła stając się nagle kobietą, aby czytać w mojej obecności proklamacje rosyjskie i woleć mowę cesarza Mikołaja od słów i spojrzeń miłości?
— Nie czytałem, aniele ukochany, patrzyłem na ciebie.
W tej chwili ciężkie kroki ogrodnika, pod którego okutemi butami zaskrzypiał piasek w alei, rozległy się koło cieplarni.
— Niech pan wybaczy, panie margrabio, jeżeli przeszkadzam, i jaśnie pani także, ale przynoszę państwu osobliwość jakiej jeszcze nigdy nie widzieli. Przed chwilą, kiedy, za pozwoleniem państwa, wyciągnąłem ze studni wiadro wody, wydostałem ten osobliwy wodorost! O, jest! Musi to być bardzo nawykłe do wody, bo ani nie zwilgło ani nie przemokło. Suche to jak drewno i wcale nie tłuste. Ponieważ pan margrabia jest z pewnością uczeńszy odemnie, pomyślałem że trzeba mu to przynieść i że go to zajmie.
I ogrodnik pokazał Rafaelowi nieubłagany jaszczur, którego powierzchnia nie miała ani sześciu kwadratowych cali.
— Dziękuję, Vanière, rzekł Rafael. To bardzo ciekawe.
— Co tobie, aniele? ty bledniesz! wykrzyknęła Paulina.
— Zostaw nas, Vanière.