— Proszę pana, odparł Rafael zniecierpliwiony, chodzi mi o jakiekolwiek ciśnienie dość silne, aby rozciągnąć w nieskończoność tę skórę.
— Ponieważ substancja jest skończona, odparł matematyk, nie może rozciągnąć się w nieskończoność; ale ciśnienie powiększy nieodzownie rozmiary powierzchni kosztem grubości; zcienieje tak aż jej zabraknie materji...
— Niech pan osiągnie ten wynik, wykrzyknął Rafael, a zarobi pan miljony.
— To byłyby ukradzione pieniądze, odparł profesor z flegmą godną Holendra. Wykażę panu w dwuch słowach istnienie machiny, która nawet samego Boga zmiażdżyłaby jak muchę. Sprowadziłaby człowieka do stanu bibułki, człowieka w butach, z ostrogami, krawatem, kapeluszem, złotem, klejnotami, wszystkiem...
— Cóż za straszliwa machina!
— Zamiast rzucać dzieci do wody, Chińczycy powinniby je zużytkowywać w ten sposób, dodał uczony, nie troszcząc się o szacunek człowieka dla swego potomstwa.
Cały pochłonięty swą myślą, Planchette wziął próżną doniczkę na kwiaty z przedziurawionem dnem, i postawił ją na płycie kompasu; następnie poszedł do ogrodu po nieco gliny. Rafael stał oszołomiony jak dziecko, któremu niańka opowiada cudowne bajki. Złożywszy glinę na kamiennej płycie, Planchette wydobył z kieszeni nożyk, uciął dwie gałązki bzu i wydmuchał je gwiżdżąc tak jakby Rafaela nie było.
— Oto składniki machiny, rzekł.
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.