Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.

boliną, probując bowiem zgnieść ten skrawek, rozwaliliśmy dopiero co prasę hydrauliczną.
— Pokażcie! pokażcie! wykrzyknął radośnie chemik; może to będzie jaki nowy pierwiastek.
— Panie, rzekł Rafael, to jest poprostu kawał oślej skóry.
— Mój panie... zaczął poważnie wielki chemik.
— Ja nie żartuję, odparł margrabia podając mu jaszczur.
Baron Jafet przyłożył do skóry unerwione brodawki swego języka, tak sprawne w rozpoznawaniu soli, kwasów, zasad, gazów, i rzekł, po kilku próbach:
— Żadnego smaku! No, spróbujmy się jej dać napić trochę fluoru.
Poddana działaniu tego odczynnika, tak energicznie rozkładającego tkanki zwierzęce, skóra nie doznała żadnej zmiany.
— To nie jest jaszczur! wykrzyknął chemik. Potraktujemy tego tajemniczego jegomościa jak minerał i damy mu po nosie, pakując go do tygielka gdzie mam właśnie czerwony potas.
Jafet wyszedł i wrócił niebawem.
— Proszę, rzekł do Rafaela, niech mi pan pozwoli kawałek tej osobliwej substancji; jest tak niezwykła...
— Kawałek? wykrzyknął Rafael; ani nawet wielkości włosa. Zresztą, próbuj pan! dodał z uśmiechem smutnym i żartobliwym zarazem.
Uczony złamał brzytwę chcąc naciąć skórę, spróbował ją skruszyć zapomocą silnego wybuchu ele-