ktryczności, potem poddał ją działaniu stosu Wolty, słowem wszystkie pioruny wiedzy rozbiły się o ten straszliwy talizman. Była siódma wieczorem, Planchette, Jafet i Rafael, zapominając o mijaniu czasu, czekali wyniku ostatniego doświadczenia. Jaszczur wyszedł zwycięsko ze straszliwego wstrząsu jakiemu go poddano przy pomocy pokaźnej dawki chlorku azotu.
— Jestem zgubiony! wykrzyknął Rafael. W tem jest ręka Boga. Trzeba umrzeć...
Zostawił uczonych pogrążonych w zdumieniu.
— Nie opowiadajmy o tej przygodzie w Akademji, koledzy wyśmialiby się, rzekł Planchette do chemika po długiej pauzie, w czasie której spoglądali po sobie, nie śmiejąc sobie udzielić wzajem swoich myśli.
Dwaj uczeni byli niby chrześcijanie którzy opuścili swoje groby i nie znaleźli Boga w niebie. Wiedza? bezsilna! Kwasy? czysta woda! Czerwony potas? shańbiony! Stos Wolty, iskra elektryczna? zabawki dziecinne!
— Prasa hydrauliczna rozwalona jak domek z kart! dodał Planchette.
— Wierzę w djabła, rzekł baron Jafet po chwili milczenia.
— A ja w Boga, odparł Planchette.
Obaj byli w swojej roli. Dla mechanika, wszechświat jest machiną która wymaga robotnika; dla chemji, tego dzieła czarta które rozkłada wszystko, świat jest to gaz obdarzony ruchem.
— Nie możemy zaprzeczyć faktowi, dodał chemik.
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.