Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.

czącą o wierze bez granic, czyż to nie jest niewysłowiona rozkosz? Ta sznurówka to cały poemat; kobieta którą chroniła, nie istnieje już, należy do ciebie, stała się tobą; odtąd, zdradzić ją, znaczyłoby zdradzić samego siebie. Rafael patrzał z rozczuleniem na ten pokój przesycony miłością, pełen wspomnień, gdzie świat barwił się odcieniem roskoszy; wrócił do tej kobiety o kształtach czystych, młodych, jeszcze kochającej; istoty, której uczucia zwłaszcza należały doń bez podziału. Pragnął żyć wiecznie. Kiedy spojrzenie jego padło na Paulinę, otwarła natychmiast oczy, niby tknięta promieniem słońca.
— Dzień dobry, jedyny, rzekła z uśmiechem. Jakiś ty ładny, ty niegodziwy!
Te dwie głowy, strojne wdziękiem czerpanym w uczuciu, w młodości, półmroku i ciszy, tworzyły jedną z owych boskich scen, których ulotny czar właściwy jest jedynie pierwszym dniom miłości, tak jak naiwność, czystość, są przywilejami dziecięctwa. Niestety! te wiośniane rozkosze miłości, tak samo jak igraszki naszych młodych lat, mają ulecieć i żyć jeno w naszem wspomnieniu, aby nas grążyć w rozpaczy, lub też rzucać nam jakiś kojący zapach, zależnie od kaprysu naszych tajemnych dumań.
— Czemuś się obudziła? rzekł Rafael. Tak mi było słodko widzieć cię uśpioną... płakałem patrząc na ciebie...
— I ja także, odparła, płakałam dziś w nocy, patrząc na ciebie jak śpisz; ale to nie było z radości.