Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/323

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy ktoś jest tak chory, nie powinien przyjeżdżać do wód...
— On mnie stąd wypędzi!
Rafael wstał, aby nie słyszeć powszechnych złorzeczeń i przeszedł się po salonach. Chciał znaleźć jakiś punkt oparcia; podszedł do samotnej młodej kobiety, chcąc się do niej zwrócić z jakimś komplementem; ale, za jego zbliżeniem, odwróciła się udając że się przygląda tańczącym. Rafael zląkł się że już w ciągu tego wieczora użył swego talizmanu; nie czuł ani chęci ani sił do nawiązania rozmowy, opuścił salon i schronił się do sali bilardowej. Tam nikt doń nie zagadał, nikt go nie pozdrowił, nie zwrócił nań ani jednego życzliwego spojrzenia. Umysł jego, z natury skłonny do refleksji, odsłonił mu, drogą intuicji, powszechną i naturalną przyczynę wstrętu który budził. Ten mały światek posłuszny był, nieświadomie może, wielkiemu prawu władającemu w wyższych sferach towarzyskich, których nieubłagany porządek moralny objawił się nagle oczom Rafaela. Spojrzenie jego obróciło się wstecz, ujrzał najdoskonalszy typ tego świata w Fedorze. Tak samo nie znajdzie w świecie współczucia dla swej choroby, jak nie znalazł współczucia dla cierpień swego serca. Wielki świat wypędza z pośród siebie nieszczęśliwych, jak człowiek zdrów i silny wyrzuca z ciała zararek choroby. Świat brzydzi się cierpieniem i nieszczęściem, lęka się ich jak zarazy, nie waha się nigdy pomiędzy niemi a występkiem; występek to zbytek! Choćby nieszczęście było najbardziej majestatyczne, świat umie je po-