Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

wsi. Nazajutrz, wdrapał się, nie bez trudu, na szczyt Sancy; zwiedził wyżnie doliny, napowietrzne horyzonty, nieznane jeziora, sielskie szałasy w górach Mont Dore, których surowe i słodkie powaby zaczynały wabić pendzle naszych artystów. Niekiedy spotyka się tam cudowne krajobrazy pełne uroku i świeżości, stanowiące jaskrawy kontrast z charakterem tego górskiego pustkowia. O jakieś pół mili od wsi, Rafael trafił na miejscowość, gdzie natura, zalotna i radosna jak dziecko, znajdowała jakgdyby przyjemność w tem aby ukrywać swoje skarby. Widząc to malownicze i naiwne ustronie, postanowił w niem osiąść. Życie musiało tam być spokojne, automatyczne, roślinne jak życie krzewu.
Wyobraźcie sobie przewrócony stożek, ale stożek z granitu o szerokiej krawędzi, rodzaj miednicy z brzegami wyzębionemi w dziwaczne szczerby: tu płaskie tafle bez żadnej wegetacji, gładkie, sine, po których promienie słoneczne ślizgają się jak po zwierciedle, tam skały spękane, wyszczerbione, poorane wyrwami, z których zwisają masy lawy, podmyte zwolna wodą deszczową. Tu i ówdzie skały te wieńczyło parę karłowatych drzew poruszanych wiatrem; tu i ówdzie urocza i chłodna murawa z której wystrzelał bukiet kasztanów wysokich jak cedry; to znów żółtawe groty otwierały czarne i głębokie usta, oszańcowane głogiem, kwiatami i opatrzone językiem z zieloności. Na dnie tego puhara, który był niegdyś kraterem wulkanu, znajdował się staw z wodą czystą jak djament. Dokoła tej głębokiej sa-