Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.

dzawki, obramionej granitem, wierzbiną, mieczykami, jesionami i tysiącem aromatycznych roślin kwitnących w tej chwili, rozciągała się łąka zielona jak angielski trawnik; delikatną i ładną trawę podlewała woda sącząca się ze szczelin skalnych, a nawoziły ją szczątki roślin, bezustanku znoszone przez burze z wierzchołków górskich. Staw ten, nieregularnie powycinany niby kraj sukni, mógł mieć trzy morgi; łąka miała sążeń albo dwa szerokości; tu i ówdzie zaledwie było dość miejsca na przejście dla krów. Na pewnej wysokości roślinność kończyła się. Granit przybierał w atmosferze najrozmaitszą postać i nabierał owego zamglonego odcienia, który daje wysokim górom jakby podobieństwo z chmurami. Łagodnemu widokowi doliny te nagie i łyse skały przeciwstawiały dzikie i jałowe obrazy rozpaczy, groźbę zawalenia się, kształty tak fantastyczne, że jedną z nich nazwano Kapucynem, tak podobna jest do mnicha. Niekiedy te ostre igły, te harde zwały, te napowietrzne jaskinie, rozświecały się nagle, zależnie od położenia słońca lub igraszek atmosfery i przybierały odcień złota, barwiły się purpurą, przybierały ton żywo różowy, to znów matowy i szary. Wyże te migotały nieustającą grą barw, mieniąc się niby tęczowe gardziołko gołębia. Często, między dwiema falami lawy, rozciętemi jakgdyby ciosami siekiery, jasny promień słońca wnikał, o wschodzie lub o zachodzie, aż w samą głąb tej uśmiechniętej doliny, i igrał w wodach sadzawki, podobny do złotej smugi, która przez szczelinę w okiennicy wdziera się w pokój Hiszpanki, starannie