Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/341

Ta strona została uwierzytelniona.

zasłonięty na czas siesty. Kiedy słońce wznosiło się ponad starym kraterem, wypełnione wodą w jakiemś przedpotopowem wstrząśnieniu, skaliste boki rozgrzewały się, dawny wulkan rozpalał się, a jego nagłe ciepło budziło nasiona, zapładniało roślinność, barwiło kwiaty i przyspieszało dojrzewanie owoców w tym małym nieznanym zakątku ziemi. Kiedy Rafael tam przybył, spostrzegł parę krów pasących się na łące; uczyniwszy kilka kroków w stronę stawu, ujrzał, w miejscu gdzie brzeg był najszerszy, skromny domek zbudowany z granitu i pokryty drzewem. Dach tego szałasu, w harmonji z otoczeniem, strojny był mchami, bluszczem i kwiatami; znać było że porosły jest od dawna. Wątła smuga dymu, z którą ptaki były już oswojone, dobywała się z wpółrozwalonego komina. Koło drzwi, wielka ławka znajdowała się między dwoma olbrzymiemi przewierścieniami, czerwonemi od kwiatów o balsamicznej woni. Zaledwie widać było mury pod liśćmi wina i pod girlandami z róż i jaśminu, rosnącemi swobodnie i bez ładu. Obojętni na te sielskie ozdoby, mieszkańcy nie troszczyli się o nie zupełnie, zostawiając naturze jej dziewiczy i swawolny wdzięk. Pieluszki zawieszone na krzaku porzeczki schły na słońcu. Był tam kot przycupnięty na maszynie do gremplowania lnu; poniżej mosiężny świeżo wyszorowany kociołek leżał wśród obierzyn ziemniaków. Z drugiej strony domu, Rafael spostrzegł ogrodzenie z suchych cierni, zapewne mające bronić ludziom dostępu do warzywa i owoców. Tu — zdawało się — świat się kończył. Mieszkanie to podo-