jeszcze śpi, i nie zniżyła djapazonu swego góralskiego głosu.
— Et, ani lepiej ani gorzej, mówiła. Znów kaszlał całą noc, tak że człek myślał, że już ducha wyzionie. Kaszle, pluje to dobre panisko, że aż litość bierze. Pytamy się, z moim chłopem, skąd on bierze siłę żeby tak kaszlać. To serce się kraje. Co on ma za takie piekielne choróbsko? Co dobrze to z nim nie jest, o, nie! Zawsze mnie strach zbiera, że rano go zastanę nieżywego w łóżku. Blady jest jak ten panjezusik z wosku! Widzę go przecież jak wstaje, hej! to biedne ciało to biedne ci jak szczapa. I czuć go już też nie dobrze, uczciwszy uszy. A on ani dba o to, goni i goni jakby miał zdrowie na przedaż. Twardy człek z tem wszystkiem, ani się poskarży! Ale poprawdzie, lepiejby mu było leżeć w ziemi niż chodzić po łące, bo strasznie nieborak się wycierpi! Ja mu tego nie życzę, rozumie pan, nie nasz interes w tem. Ale choćby nam i nie dawał tyle co daje, i takbym go lubiła; nie o te pieniądze chodzi. Och, Boże, ciągnęła, to tylko te Paryżany mają takie pieskie choróbska! Skąd oni to biorą? Biedne chłopaczysko! To pewna, że się to dobrze nie skończy. Ta frybra, widzi pan, to go zjada, żre, niszczy! On się tego nie domyśla, on o tem nie wie. Nie widzi nic... Nie trzeba płakać dlatego, panie Jonatasie. Trza sobie powiedzieć, że to szczęście dla niego będzie już nie cierpieć. Powinienby pan odprawić za niego nowennę. Widywałam jak taka nowenna bardzo dobrze skutkowała. Ba, jabym zapłaciła piękną
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/348
Ta strona została uwierzytelniona.