czliwe gesty, okrutną prostotę tej kobiety, przyniosła mu z wiatrem nieszczęsne słowa. Zdjęty grozą, uciekł na najwyższe szczyty i został tam do wieczora, nie mogąc wygnać posępnych myśli tak nieszczęśliwie zbudzonych w jego sercu ową okrutną troskliwością jakiej był przedmiotem. Naraz, wieśniaczka sama wyrosła przed nim niby cień w cieniu wieczora; spódnica jej w białe i czarne prążki zamajaczyła w jego wyobraźni niby wyschnięte żebra szkieletu.
— Idzie już chłód wieczorny, rzekła. Jeśli pan tu zostanie, dojdzie pan tu jak ulęgałka. Trzeba wracać. To niezdrowo oddychać rosą, do tego nic pan nie jadł od rana...
— Kroćset djabłów! wykrzyknął, stara wiedźmo, zostaw mnie, daj mi żyć jak mi się podoba, albo stąd zmykam! Już dość że mi kopiesz dół co rano, przynajmniej nie kop mi go pod wieczór...
— Panu, dół? Ja panu kopię dół! Gdzież niby ten pański dół? Toć jabym pana chciała widzieć krzepkim jak nasz ojciec, a nie w dole. Dół, et! zawsze nam dość wcześnie do dołu...
— Dość! rzekł Rafael.
— Niech pan się mnie chwyci pod ramię.
Uczucie, które człowiek znosi najtrudniej, to litość, zwłaszcza kiedy na nią zasługuje. Nienawiść to coś pobudzającego, daje żyć, rodzi zemstę; litość natomiast zabija, osłabia jeszcze naszą słabość. Jestto zło w obleśnej formie, wzgarda pod tkliwością, albo tkliwość pod zniewagą. Rafael znalazł w stuletnim starcu litość tryumfującą, w dziecku litość ciekawą,
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/350
Ta strona została uwierzytelniona.