policzył świece. Piękności tej bujnej natury, na której łonie mniemał iż odnalazł życie, jawiły mu się już tylko poprzez krepę. Wszystko co wprzód zwiastowało mu długie życie, obecnie przepowiadało mu bliską śmierć. Nazajutrz wyjechał do Paryża, skąpany w melancholijnych i serdecznie żałosnych życzeniach swoich gospodarzy.
Po całonocnej podróży obudził się w jednej z najweselszych dolin w Bourbonnais, której horyzonty i widoki tańczyły przed nim, szybko unoszone niby mgliste obrazy snu. Natura roztaczała się jego oczom z okrutną zalotnością. Tu Allier rozwijał wśród bujnego krajobrazu swą płynną i lśniącą wstęgę; dalej sioła, skromnie ukryte w gardzieli żółtawych skał, ukazywały wieże swoich kościółków; to znów, w małej dolince, młyny jawiły się nagle po jednostanych winnicach; a wciąż przesuwały się powabne zameczki, wioski wiszące u skał lub drogi wysadzane majestatycznemi topolami; wreszcie Loara i jej długie djamentowe płachty zalśniły wśród złotego piasku. Czary bez końca! Natura rozigrana, żywa jak dziecko, ledwie zdolna pomieścić w sobie miłość i jurność czerwcową, ściągała nieodparcie zgasłe spojrzenia chorego. Zaciągnął żaluzje w karecie i starał się usnąć. Wieczorem — minął już Cosne — obudziła go wesoła muzyka, znalazł się w pełni zabawy wiejskiej. Poczta mieściła się tuż koło rynku. Podczas gdy pocztyljoni przeprzęgali konie, ujrzał rozbawioną ludność oddającą się tańcom, dziewczyny strojne kwiatami, ładne, pełne pokusy, ożywioną młodzież, potem gęby
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/352
Ta strona została uwierzytelniona.