Rafael przebył kilka dni zanurzony w nicości swego sztucznego snu. Dzięki materjalnemu działaniu, jakie wywiera opium na naszą niematerjalną duszę, człowiek ten o tak potężnej wyoraźni zniżył się do poziomu gnuśnych żyjątek, które pleśnieją w głębi lasów, podobne do szczątków roślinnych, nie czyniąc kroku aby pochwycić łatwą zdobycz. Zgasił nawet światło na niebie, słońce nie wschodziło dlań już. Około ósmej wieczór wstawał z łóżka; nie mając jasnej świadomości swego istnienia, zaspakajał głód, poczem kładł się z powrotem. Godziny jego, zimne i pomarszczone, przynosiły mu jedynie mgliste obrazy, majaki światła i cienie na mrocznem tle. Zagrzebał się w głębokiem milczeniu, w zaprzeczeniu ruchu i inteligencji. Jednego wieczora obudził się o wiele później niż zazwyczaj i nie zastał obiadu. Zadzwonił na Jonatasa.
— Możesz sobie odejść, rzekł. Dałem ci majątek, będziesz miał szczęśliwą starość; ale nie pozwolę ci igrać z mojem życiem. Jakto, nędzniku! Jestem głodny. Gdzie mój obiad? odpowiedz!
Jonatas uśmiechnął się z zadowoleniem, wziął świecę, której płomień migotał w głębokim mroku olbrzymich apartamentów pałacowych, zaprowadził swego pana, który znów stał się automatem, do obszernej sieni i otworzył nagle drzwi. Rafael stanął zalany światłem, olśniony, zaskoczony niesłychanem widowiskiem. Świeczniki obciążone świecami, najrzadsze kwiaty z cieplarni, stół błyszczący od srebra, złota, perłowej masy, porcelany; królewska uczta,
Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/356
Ta strona została uwierzytelniona.