Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

silny ogień, wymagany dla tego procesu; niekiedy płomień słabnie, a wówczas surowe lub nawpół tylko przetworzone kawały kruszców szpecą jednolitość odlewu. Jak wspomnieliśmy, w Balzaku zmagał się realista i romantyk; z doskonałego amalgamu tych dwóch cech wypływały najwspanialsze dzieła; ale czasem — i sądzę, że to były momenty znużenia — brał w nim zbytnio górę „romantyk” i to nie najlepszej próby. Jak Molier, który czyścił Francję od rodzaju précieux, sam w niego czasem popada w swoich na prędce kleconych dworskich widowiskach, tak Balzac, który przedstawił swoje wspaniałe pojęcie powieści owym powieścidłom od których roiła się epoka, sam nieraz osuwa się w ich efekty.
I z innego względu zaciężył nad Balzakiem ogrom jego zamiaru. Postanowił dać pełny obraz ludzkości, w jej światłach i cieniach; otóż, o ile element „szatański” ma u niego niezrównaną siłę i plastykę, o tyle element „anielski” bywa nieraz sztucznie wydęty, ciężki i zimny. To wspólny los poetów, że obraz Piekła łacniej im jest kreślić, niż obraz Nieba. Zwłaszcza „szlachetne” kobiety Balzaka są zazwyczaj chybione. Miewa on ciężką rękę, popełnia niedelikatności. Ale, z drugiej strony, czy ich źródłem nie bywa często chęć odsłonięcia sekretów, związków, przedtem leżących w zakresie rzeczy „o których się nie mówi”? Wszak i Rousseau w swoich Wyznaniach drogo okupił pewne śmiałości!
Wreszcie trzeba tu wspomnieć warunki pracy, w którą mięszały się nieraz pobudki dość mięszanej natury. Oto, jak Balzac tłómaczy pani Hańskiej powstanie jednej ze swych nowel:
„Musisz przeklinać tego Gaudissarta. Drukarz wziął czcionki, od których skurczył się tekst, i trzeba było, dla dopełnienia tomu, zaimprowizować to w jedną noc, moje kochanie, a to jest ośmdziesiąt stronic, jeśli łaska!”