ile jej udziela? Samem swojem obliczem, słowa ożywiają w naszym mózgu twory którym służą za szatę. Podobnie jak wszystkie istoty, mają tylko jedno miejsce gdzie ich właściwości mogą w pełni działać i rozwijać się. Ale ten przedmiot zamyka może całą naukę!
I wzruszał ramionami, jakgdyby chcąc powiedzieć: „Jesteśmy i zbyt wielcy i zbyt mali.”
Namiętność Ludwika do czytania znalazła obfity pokarm. Proboszcz z Mer posiadał jakieś dwa do trzech tysięcy tomów. Skarb ten pochodził z grabieży dokonanych podczas Rewolucji w sąsiednich opactwach i zamkach. Dzięki swemu charakterowi zaprzysiężonego księdza[1] poczciwiec mógł sobie wybierać najlepsze dzieła wśród cennych kolekcji które sprzedawano wówczas na wagę. W ciągu trzech lat, Ludwik Lambert przyswoił sobie miąższ wszystkich książek, które w bibliotece wujowskiej warte były czytania. Wchłanianie myśli przez lekturę stało się u niego ciekawym fenomenem; oko jego obejmowało po siedm i ośm wierszy jednym rzutem, a umysł ogarniał ich treść z chyżością podobną chyżości wzroku; często wręcz jedno słowo wystarczało aby mu odsłonić sens zdania. Pamięć miał zdumiewającą. Przypominał sobie z równą dokładnością myśli nabyte drogą lektury, jak te które mu nasunęło dumanie lub rozmowa. Posiadał przytem pamięć wszelakiego rodzaju: pamięć miejsc, imion, słów, rzeczy i obrazów. Nietylko przypominał sobie dowolne przedmioty, ale wręcz widział je bezpośrednio w duszy, w tem położeniu, oświetleniu, barwie, jakie miały w chwili gdy je spostrzegł. Władza ta obejmowała również najbardziej niepochwytne stany intelektu. Przypominał sobie, jak sam mówił, nietylko uszeregowanie myśli w książce z której je zaczerpnął,
- ↑ T. j. jednego z tych którzy się pogodzili z nowym porządkiem i uznali Rewolucję.