aż do garczków glinianych, w których przechowywaliśmy ryż z wczorajszej wieczerzy do śniadania. Któż z nas jest tak nieszczęśliwy, iż zapomniał bicia własnego serca na widok tego magazynu, otwartego stale w czasie niedzielnych rekreacji! Spieszyliśmy tam kolejno, aby wydać wydzieloną nam sumkę; ale, niestety, skromna pensyjka, przeznaczona przez rodziców na drobne przyjemności, zmuszała nas do wyboru między tą masą przedmiotów, które tyloma pokusami przemawiały do naszej duszy. Młoda mężatka, której, w zaraniu miodowych miesięcy, mąż wręcza, dwanaście razy do roku, sakiewkę ze złotem, miluchny skarbczyk jej kaprysów, z pewnością nie marzyła o tylu zakupach z których każdy pochłania całą sumę, ile my ich roiliśmy w wilję pierwszej niedzieli w miesiącu! Za sześć franków posiadaliśmy, przez całą jedną noc, wszystkie skarby niewyczerpanego sklepiku! podczas mszy, każdy respons, który nam trzeba było odśpiewać, mącił nasze tajemne rachunki. Któż z nas może sobie przypomnieć aby miał parę groszy do wydania w drugą niedzielę miesiąca? Któryż wreszcie nie usłuchał zawczasu praw społecznych, darząc litością, pomocą lub wzgardą parjasów, którym skąpstwo lub ubóstwo rodziców odmawiało pieniędzy?
Ktobądź zechce sobie wyobrazić odosobnienie tego wielkiego kolegjum z jego klasztornemi zabudowaniami, w środku małego miasteczka, oraz cztery zagrody w których byliśmy po starszeństwie pomieszczeni, ten pojmie zainteresowanie, jakie musiało w nas budzić przybycie nowego, istnego podróżnika wstępującego na statek! Żadna młoda księżna przedstawiona na dworze nie była przedmiotem tylu złośliwych krytyk, ile ich spotykał nowy przybysz ze strony wszelkich uczniaków swojej grupy. Zazwyczaj, podczas wieczornej rekreacji, przed modlitwą, lizusy nawykłe gawędzić z dwoma Ojcami dozorującymi nas kolejno po tygodniu, pierwsi słyszeli owe autentyczne słowa: „Będzie-
Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.