łaciny zepchnęła Lamberta do klasy czwartej; ale z pewnością miał przeskakiwać co rok po jednej klasie; wyjątkowo miał już uczęszczać do akademji. Proh pudor! czekał nas zaszczyt posiadania wśród małych mundurka ozdobionego czerwoną wstążeczką: odznaka akademików w Vendôme. Akademikom przysługiwały świetne przywileje; jadali często u stołu dyrektora i odbywali dwa razy do roku zebrania literackie, na których byliśmy obecni przysłuchując się ich utworom. Jeżeli który Wendomczyk zechce być szczerym, przyzna, iż później prawdziwy akademik z prawdziwej Akademji francuskiej wydał mu się mniej olśniewającym niż owo gigantyczne dziecko, uświetnione krzyżem i pełną uroku czerwoną wstążeczką, oznakami naszej akademji. Bardzo było trudno znaleźć się w tem dostojnem ciele przed dojściem do klasy drugiej; akademicy bowiem urządzali co czwartek, podczas wakacji, publiczne posiedzenia, gdzie nam czytali opowieści prozą i wierszem, listy, traktaty, tragedje, komedje, które to kompozycje zabronione były w klasach niższych. Długo zachowałem wspomnienie powiastki Zielony osieł, będącej, jak sądzę, najwybitniejszym dziełem tej nieznanej akademji. Czwartek, członkiem akademji! Ma być naszym kolegą ten chłopiec czternastoletni, już poeta, benjaminek pani de Staël, przyszły genjusz, jak powiadał ojciec Haugoult; czarownik, chwat zdolny wyrobić zadanie lub tłómaczenie od ręki i umieć lekcję przeczytawszy ją pierwszy raz! Ludwik Lambert wywracał wszystkie nasze pojęcia. Przytem ciekawość ojca Haugoult, niecierpliwość z jaką oczekiwał nowego, podsycała jeszcze nasze rozpłomienione wyobraźnie.
— Jeżeli ma gołębie, nie znajdzie gołębnika. Niema już miejsca. Trudno! powiadał jeden z nas, który później został wielkim rolnikiem.
— Koło kogo będzie siedział? pytał drugi.
Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.