Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Tam, swobodniejsi niż gdzieindziej, mogliśmy rozmawiać całemi dniami w cichej sypialni, gdzie każdy uczeń posiadał przegródkę wymiaru sześciu stóp kwadratowych. Każda przegroda opatrzona była u góry żelaznymi prętami, drzwi zaś z siatki drucianej zamykały się co wieczór, a otwierały co rano, pod okiem ojca pełniącego dozór przy naszem wstawaniu i udawaniu się na spoczynek. Skrzypienie tych drzwi, któremi ze szczególną zwinnością manewrowali posługacze, było również jedną z osobliwości tego kolegium. Owe alkowy zbudowane w ten sposób służyły nam za więzienie; niekiedy bywaliśmy tam zamknięci przez całe miesiące. Uczniowie wsadzeni do klatki znajdowali się pod surowem okiem prefekta, cenzora, który zjawiał się lekkim krokiem, w regularnych godzinach lub niespodzianie, aby zbadać czy nie rozmawiamy zamiast odrabiać pensa. Ale łupki od orzechów rozsiane po schodach lub też bystrość naszego słuchu pozwalały nam prawie zawsze przewidzieć jego przybycie; mogliśmy się tedy oddawać bez lęku ukochanym studjom. Ponieważ jednak czytanie było wzbronione, godziny więzienne poświęcone były zazwyczaj dyskusjom metafizycznym, lub też opowiadaniu jakichś ciekawych wydarzeń odnoszących się do zjawisk myśli.
Jednym z najosobliwszych faktów był z pewnością ten który opowiem, nietylko dlatego że dotyczy Lamberta, ale i dlatego że rozstrzygnął może o jego powołaniu naukowem. Wedle ustaw kolegjum niedziela i czwartek były to nasze dni wolne; ale nabożeństwa, które obowiązywały pod rygorem, wypełniały niedzielę tak ściśle, że uważaliśmy czwartek za jedyne święto. Raz wysłuchawszy mszy, mieliśmy poddostatkiem czasu na długie przechadzki w okolicach Vendôme. Najsłynniejszym celem tych naszych wycieczek był zamek w Rochambeau, może dla swej odległości. Rzadko mali odbywali tak nużącą wycieczkę;