zajęć jego siostrzeńca; następnie starzec opowiedział mi wypadki zaszłe w życiu Lamberta od czasu jak się z nim rozstałem. Wedle pana Lefebvre, Lambert zdradzał jakoby pewne cechy szaleństwa przed swojem małżeństwem; cechy te jednak, dość wspólne wszystkim ludziom którzy kochają namiętnie, wydały mi się mniej charakterystyczne kiedy poznałem i gwałtowność jego uczucia i pannę de Villenoix. Na prowincji, w jej ubogiej duchem atmosferze, człowiek pełen nowych myśli i opanowany swoim systemem, jak Ludwik, mógł uchodzić conajmniej za oryginała. Mówił: Ten człowiek nie jest z mojego nieba, tam gdzie inni mówią: Nie zjemy razem beczki soli. Każdy utalentowany człowiek ma swoją osobną gwarę. Im szerszym genjusz, tem jaskrawsze dziwactwa, tworzące rozmaite stopnie oryginalności. Na prowincji oryginał uchodzi za wpół szalonego. Pierwsze słowa pana Lefebvre kazały mi tedy wątpić o szaleństwie mego kolegi. Słuchając opowiadania starca, krytykowałem je równocześnie w duchu. Najpoważniejszy fakt zdarzył się na kilka dni przed ślubem kochającej pary. Ludwik miał kilka napadów katalepsji. Pozostał przez pięćdziesiąt dziewięć godzin nieruchomo, z oczami w słup, nie jedząc i nie pijąc. W stan ten, czysto nerwowy, popadają niekiedy osoby owładnięte gwałtownemi namiętnościami; fenomen rzadki, ale którego objawy doskonale są znane lekarzom. Jeżeli co było osobliwe, to to, że Ludwik nie miał już dawniej napadów tej choroby, do której uspasabiał go i jego nawyk do ekstazy i jego poglądy. Ale organizacja jego zewnętrzna i wewnętrzna była tak doskonała, że z pewnością oparła się aż dotąd nadużyciom jego sił. Podniecenie, do jakiego musiało go doprowadzić oczekiwanie największej fizycznej rozkoszy, wzmożone u niego jeszcze czystością ciała i potęgą duszy, mogło łatwo wywołać owo przesilenie, którego skutki są równie mało znane jak przyczyny. Listy ocalone
Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.