nagle mą duszę; zbudziło się we mnie powątpiewanie czy Ludwik postradał rozum. Byłem zupełnie pewny, że mnie nie widział ani nie słyszał; ale harmonje jego głosu, zdające się świadczyć o niebiańskiem szczęściu, użyczyły tym słowom nieodpartej mocy. Słowa jego — niezupełne objawienie nieznanego świata — rozległy się w naszych duszach niby jakiś wspaniały dźwięk dzwonów kościelnych w głębokiej nocy. Nie dziwiłem się już, że panna de Villenoix uważa Ludwika za zupełnie zdrowego na umyśle. Może życie duszy unicestwiło w nim życie ciała. Może towarzyszka jego miała, jak ja w tej chwili, nieokreślone przeczucie tej melodyjnej i czarownej natury, którą my zowiemy, w jej najszerszem pojęciu, NIEBEM. Ta kobieta, ten anioł, była tam wciąż, siedząc przy krosnach, i za każdym razem kiedy przewlekała igłę, obejmowała Lamberta łagodnem i smutnem spojrzeniem. Niezdolny znieść tego straszliwego widowiska — nie umiałem bowiem, jak panna de Villenoix, odgadnąć wszystkich jego tajemnic — wyszedłem; poszliśmy się przejść nieco, aby pomówić o niej i o Lambercie.
— Bezwątpienia, rzekła, Ludwik musi wydawać się obłąkanym; ale nie jest nim, jeżeli słowo obłąkany określa jedynie tych, u których, z niewiadomych przyczyn, mózg się spaczy i których czyny stają się zupełnie bezrozumne. U mego męża wszystko kojarzy się doskonale. Jeżeli pana nie poznał fizycznie, niech pan nie sądzi że pana nie widział. Zdołał się wyzwolić od swego ciała i widzi nas pod inną postacią, nie wiem jaką. Kiedy mówi, wyraża cudowne rzeczy. Jedynie zdarza się dość często, że kończy słowami myśl rozpoczętą w jego duchu, lub też zaczyna zdanie, które kończy w myśli. Dla innych wydałby się niespełna rozumu; dla mnie, która żyję w jego myśli, wszystkie jego idee są jasne. Przebiegam drogę dokonaną przez jego umysł, i, mimo że nie znam wszystkich jej zakrętów, potrafię jednak znaleźć się
Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.