ganta ani za nieuczciwego człowieka, choćby był piękny i młody, i choćby był poetą jak pan de Rubempré.
— Późno pan przychodzi, rzekła Klotylda, uśmiechając się z nieskończonym wdziękiem do Lucjana.
— Tak, byłem proszony na obiad...
— Dużo pan bywa w świecie od kilku dni, rzekła ukrywając zazdrość i niepokój pod uśmiechem.
— W świecie?... odparł Lucjan. Nie, tylko, najosobliwszym trafem, miałem przez cały tydzień proszone obiady u bankierów, dziś u Nucingena, wczoraj u du Tilleta, przedwczoraj u Kellerów...
Widzimy, iż Lucjan umiał sobie przyswoić dowcipną impertynencję wielkich panów.
— Ma pan wielu wrogów, rzekła Klotylda, podając mu (i z jakim wdziękiem!) filiżankę herbaty. Nagadano ojcu, że pan ma sześćdziesiąt tysięcy długu, i że niebawem będzie pan miał zamek św. Pelagji za letnie mieszkanie. Gdyby pan wiedział, jak ja odczuwam wszystkie potwarze... Wszystko to spada na mnie. Nie mówię panu o tem co ja cierpię (ojciec ma spojrzenia, któremi bierze mnie na tortury!) ale co pan musi cierpieć, w razie gdyby to miała być prawda.
— Niech się pani nie zajmuje temi dzieciństwami; kochaj mnie jak ja cię kocham i użycz mi kilku miesięcy czasu, szepnął Lucjan, stawiając pustą filiżankę na srebrnej tacy.
— Niech się pan nie pokazuje ojcu, powiedziałby ci jaką niegrzeczność, tybyś tego nie zniósł, bylibyśmy zgubieni... Ta niegodziwa d’Espard nagadała mu, że matka pana pielęgnowała kobiety w połogu a siostra prasowała bieliznę..
— Byliśmy w najgłębszej nędzy, odparł Lucjan, któremu łzy stanęły w oczach. To nie potwarz, tylko zwykła poczciwa obmowa. Dziś, siostra moja jest miljonerką, a matka umarła przed dwoma laty... Zachowano sobie te informacje na chwilę gdy będę bliski urzeczywistnienia marzeń...
Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/104
Ta strona została skorygowana.