— Ale co pan takiego zrobił pani d’Espard?
— Miałem tę nieostrożność, iż opowiedziałem pociesznie, u pani de Sérizy, w obecności pp. de Bauvan i de Granville, historję procesu, jaki wytoczyła aby uzyskać kuratelę[1] nad mężem, margrabiego d’Espard; szczegóły tej sprawy zdradził mi Bianchon. Opinja pana de Granville, poparta przez pp. de Bauvan i Sérizy, odmieniła poglądy ministra sprawiedliwości. Zlękli się Gazety trybunalskiej, zlękli się skandalu, i, w motywach wyroku który położył koniec tej ohydnej sprawie, margrabinie oberwało się po palcach. Jeżeli pan de Sérizy popełnił niedyskrecję która mi uczyniła z margrabiny śmiertelnego wroga, zyskałem wzamian poparcie jego samego, p. generalnego prokuratora, oraz hrabiego de Bauvan. Pani de Sérizy zwróciła im uwagę na niebezpieczeństwo w jakiem mnie postawili, pozwalając się domyślać skąd pochodzą ich informacje. Margrabia d’Espard był natyle niezręczny, że złożył mi wizytę, uważając mnie za przyczynę wygranej tego haniebnego procesu.
— Uwolnię pana od pani d’Espard, rzekła Klotylda.
— Jakim cudem? wykrzyknął Lucjan.
— Matka zaprosi młodych d’Espard, którzy są przemili i już dorośli. Ojciec i synowie będą tu śpiewali twoje pochwały, i jestem pewna że matki nie ujrzymy więcej...
— Och, Klotyldo, urocza jesteś: gdybym cię nie kochał dla ciebie samej, pokochałbym cię za twój rozum.
— To nie rozum, rzekła, wyrażając całą swą miłość w uśmiechu. Bądź zdrów. Nie pokazuj się tu kilka dni. Kiedy mnie ujrzysz u św. Tomasza z Akwinu w różowej szarfie, będzie to znaczyło że humor ojca się odmienił. Ma pan odpowiedź przyszpiloną do fotela na którym siedzisz; pocieszy może pana w tej krótkiej rozłące. Niech pan zawinie swój list w moją chusteczkę...
Ta młoda osoba miała wyraźnie więcej niż dwadzieścia siedem lat.
- ↑ Kuratela.