Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

go losu. To małżeństwo, to moja śmierć. Ale nie będę cię nudzić; nie zrobię jak gryzetki które się zaczadzają węglami; próbowałam tego raz... Nie, wyjadę bardzo daleko, poza Francję. Azja zna sekrety swego kraju, przyrzekła mi, nauczy mnie umrzeć spokojnie. Jedno ukłucie, paf! wszystko skończone. Proszę tylko o jedno, aniele ubóstwiany, to abyś mnie nie zwodził. Mój rachunek z życiem jest wyrównany; miałam, od dnia w którym cię ujrzałam, w r. 1824, do dziś, więcej szczęścia niż go mieści dziesięć egzystencyj szczęśliwych kobiet. Toteż, bierz mnie za to czem jestem: za kobietę równie silną jak słabą. Powiedz mi: „Żenię się“. Proszę cię tylko o serdeczne pożegnanie, i nie usłyszysz już o mnie.
Po tem oświadczeniu, którego szczerość można porównać jedynie z prostotą gestów i akcentu, zapanowała chwila ciszy.
— Czy chodzi o małżeństwo? rzekła, zatapiając w niebieskich oczach Lucjana spojrzenie błyszczące jak klinga styletu.
— Oto półtora roku jak pracujemy nad mojem małżeństwem i jeszcze niema nic pewnego, odparł Lucjan; nie wiem kiedy będzie mogło przyjść do skutku; ale nie chodzi o to, drogie maleństwo!... chodzi o Karlosa, o mnie, o ciebie... Jesteśmy zagrożeni... Nucingen widział cię...
— Tak, rzekła, w Vincennes; poznał mnie?
— Nie, odparł Lucjan, ale zakochany jest w tobie do utraty... kasy. Po obiedzie, kiedy kreślił twój obraz i mówił o waszem spotkaniu, zdradziłem się mimowoli niebacznym uśmiechem: jestem wśród tych ludzi jak dziki wśród zasadzek wrogiego szczepu. Karlos, który oszczędza mi wysiłku myślenia, uważa położenie za niebezpieczne; podejmuje się wystrychnąć na dudka Nucingena o ileby nas szpiegował, co bardzo na niego wygląda; baron wspomniał już o niezaradności policji. Rozpaliłaś pożar w starym piecu pełnym sadzy...
— I cóż Karlos chce uczynić? spytała Estera spokojnie.
— Nie wiem; powiedział abym się nie troszczył o nic, rzekł Lucjan nie mając odwagi spojrzeć na nią.