Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

spraw wewnętrznych ani w prefekturze, nie działa inaczej jak tylko w interesie państwa albo sprawiedliwości. Jeśli chodzi o spisek lub zbrodnię, och, mój Boże, cały aparat jest na pańskie rozkazy; ale zrozumie pan, panie baronie, że policja ma inne rzeczy na głowie niż zajmować się pięćdziesięcioma tysiącami miłostek w Paryżu. Co się nas tyczy, mamy prawo jedynie tropić dłużników; gdy chodzi o co innego, narażamy się straszliwie, w razie gdybyśmy zmącili czyjś spokój. Posłałem panu jednego ze swoich ludzi, ale oświadczając że nie odpowiadam za niego; polecił mu pan odszukać kobietę w Paryżu, i ot, Contenson naciągnął pana na tysiączkę, nie ruszając nawet palcem. Na jednoby wyszło szukać igły w rzece, co szukać w Paryżu kobiety która jakoby bywa w lasku Vincennes, a której rysopis podobny jest do rysopisu wszystkich ładnych kobiet.
— Czy Contenson, rzekł baron, nie mógł powiedzieć mi prawdy, zamiast mnie naciągać na tysiąc franków?
— Niech pan posłucha, panie baronie, rzekł Louchard. Chce mi pan dać tysiąc talarów? dam panu... sprzedam panu dobrą radę.
— Czy ta rada warta tysiąca talarów? spytał Nucingen.
— Ja się nie dam wykiwać, panie baronie, odparł Louchard. Jest pan zakochany, chcesz odnaleźć przedmiot swej miłości, usychasz jak roślinka bez wody. Wczoraj wieczór (mówił mi to pański lokaj) było tu dwóch lekarzy; jest pan w złej skórze; ja jeden mogę panu dać zręcznego człowieka... Ech! do djaska! gdyby życie pańskie nie było warte tysiąca talarów...
— Powiedz mi pan nazwisko tego zręcznego człowieka i licz na moją wspaniałomyślność!
Louchard wziął kapelusz, skłonił się i skierował ku drzwiom.
Dżard nie dżłofieg! wykrzyknął Nucingen, chodź pan, chodź pan...
— Niech pan raczy zauważyć, rzekł Louchard nim wziął pieniądze, że ja panu sprzedaję wyłącznie i poprostu informację. Dam