da dałoby się wytopić ze dwie lampki tłuszczu. Ale wyliczyć te akcesorja, to nic: trzebaby odmalować pretensję jaką Contenson umiał im nadać. Było coś niesłychanie zalotnego w kołnierzu fraka, w świeżutko wyszczotkowanych butach o wpół-oderwanych podeszwach, coś czego żadne wyrażenie nie zdołałoby oddać. Wreszcie ostatnia, syntetyczna uwaga: gdyby, zamiast być szpiclem, Contenson był złodziejem, wszystkie te łachy, miast sprowadzać uśmiech na wargi, przyprawiłyby o dreszcz grozy. Z tego kostjumu, ktoś mający dar obserwacji powiedziałby sobie: „Oto plugawy człowiek: pije, gra, ma złe nałogi, ale się nie upija, nie szachruje, nie jest złodziej ani morderca“. I Contenson był w istocie niepodobny do określenia, póki nie przyszło na myśl słowo szpicel. Człowiek ten uprawiał w życiu tyleż rzemiosł nieznanych, ile istnieje znanych. Sprytny uśmieszek bladych warg, mruganie zielonkawych oczu, grymas spłaszczonego nosa, mówiły że nie brak mu inteligencji. Miał twarz z blachy, a dusza musiała być taka jak twarz. Toteż gra jego fizjognomji była raczej grymasem przymusowej grzeczności niż wyrazem drgnień wewnętrznych. Byłby przerażający, gdyby nie był tak zabawny. Contenson, jeden z najciekawszych produktów szumowin paryskiej kadzi, gdzie wszystko jest w stanie fermentacji, miał zwłaszcza jedną ambicję: być filozofem. Powiadał bez goryczy:
— Posiadam wielkie talenty, ale świat ma je za nic: to tak samo, co gdybym był kretynem!
I potępiał siebie, miast oskarżać ludzi. Znajdźcie mi wielu szpiclów, którzyby byli równie bez żółci co Contenson!
— Okoliczności są przeciw nam, powiadał swoim przełożonym; mogliśmy być kryształem, jesteśmy ziarnkami piasku, to wszystko.
Abnegacja jego miała swoje znaczenie: nie dbał o strój codzienny tak samo jak aktorzy; celował w przebieraniu się, w charakteryzacji; mógłby dawać lekcje Fryderykowi Lemaître, umiał się zrobić dandysem gdy trzeba. Niegdyś, za młodu, musiał nale-
Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/115
Ta strona została skorygowana.