żeć do światka który używa życia. Miał głęboką wzgardę dla policji kryminalnej, bo należał za cesarstwa do policji Fouchégo, którego uważał za wielkiego człowieka. Od zniesienia ministerjum policji, chwycił się, w braku czego lepszego, policji handlowej; ale jego znane zdolności i spryt czyniły zeń cenny instrument; tajni naczelnicy policji politycznej zachowali jego nazwisko na swej liście. Contenson, jak jego koledzy, był tylko jednym z komparsów dramatu, którego pierwsze role należały do przełożonych z chwilą kiedy chodziło o politykę.
— Ić ban zopie, rzekł Nucingen oddalając sekretarza gestem.
— Czemu ten człowiek mieszka w pałacu, a ja w norze?... mówił sobie Contenson. Trzy razy wyprowadził w pole wierzycieli, kradł; gdy ja nie wziąłem nigdy szeląga. Zdolności więcej mam od niego...
— Contenson, moje dziecko, rzekł baron, naciągnąłeś mnie na tysiąc franków...
— Dama mego serca miała długów wyżej uszu...
— Dy maż gochangę? wykrzyknął Nucingen, patrząc na Contensona z podziwem i zazdrością.
— Mam dopiero sześćdziesiąt sześć lat, odparł Contenson, z miną człowieka w którym rozpusta utrzymała młodość, czyniąc zeń fatalny przykład.
— A dzo ona ropi?
— Pomaga mi, rzekł Contenson. Kiedy ktoś jest złodziejem, a ma za kochankę uczciwą kobietę, albo ona staje się złodziejką, albo on sam robi się uczciwy. Ja zostałem szpiclem.
— Potrzeba ci pieniędzy zawsze? spytał Nucingen.
— Zawsze, odparł Contenson z uśmiechem; to mój zawód pragnąć ich, jak pański je zarabiać; możemy się porozumieć: pan niech zbiera, ja podejmuję się wydawać. Pan będzie studnią, ja wiadrem.
— Czy chcesz zarobić pięćset franków?
Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/116
Ta strona została skorygowana.