— Dobre pytanie! Ale jakiż ja głupi!... nie ofiaruje mi ich pan aby naprawić niesprawiedliwość losu względem mej osoby.
— Wcale nie, dołączę je do tysiąca który mi wykpiłeś; razem tysiąc pięćset franków.
— Rozumiem, daje mi pan tysiąc franków które wziąłem i dodaje pan pięćset...
— Właśnie, rzekł Nucingen skinąwszy głową.
— To i tak czyni razem tylko pięćset franków, rzekł z niewzruszonym spokojem Contenson. A zatem, na jakie walory pan baron pragnie to wymienić?
— Mówiono mi, że istnieje w Paryżu człowiek zdolny odszukać kobietę którą kocham, i że ty wiesz jego adres... Słowem, ma to być mistrz w szpiegowaniu...
— To prawda...
— A zatem, daj mi adres, a dostaniesz pięćset franków.
— Gdzie są? odparł żywo Contenson.
— Tu, rzekł baron, wydobywając banknot.
— Więc niech pan da, rzekł Contenson wyciągając rękę.
— Z rączki do rączki! Chodźmy znaleźć człowieka, a dostaniesz pieniądze. Mógłbyś mi sprzedać wiele adresów za tę cenę.
Contenson zaczął się śmiać.
— W istocie, ma pan prawo myśleć to o mnie, rzekł jakby z wyrzutem do samego siebie. Im bardziej nasze rzemiosło jest świńskie, tem więcej trzeba w niem uczciwości. Ale, widzi pan, panie baronie, niech pan da sześćset, a ja dam panu dobrą radę.
— Daj, i spuść się na moją wspaniałomyślność...
— Zaryzykuję, rzekł Contenson, ale puszczam się na gruby hazard. W sprawach policji, widzi pan, trzeba manewrować pod ziemią. Pan powiadasz: „Dalej, marsz!...“ Jesteś pan bogaty, sądzisz że wszystko ustępuje przed pieniądzem. Pieniądz, to z pewnością coś. Ale, przy pomocy pieniędzy, można mieć tylko ludzi. A istnieją rzeczy, o których się nie myśli, a których nie można kupić!... Nie da się przekupić trafu. Toteż, w dobrej policji, nie
Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/117
Ta strona została skorygowana.