zastanawiał się nad problemem: „Przez kogo, na jakiej drodze, poruszyć prefekta policji?“ Równocześnie, z bezmyślną miną, kiwał się nad swoim Kurjerem Francuskim.
— Nasz biedny Fouché, rozważał idąc ulicą św. Honorjusza, ten wielki człowiek nie żyje! dawni nasi pośrednicy są w niełasce! Zresztą, jak mi mówił wczoraj Corentin, nie wierzą w zwinność ani w inteligencję siedemdziesięcioletniego starca... Och! czemuż się przyzwyczaiłem jadać u Very’ego, spijać wyborne wina... grać... i tam dalej, kiedy miałem pieniądze? Aby zdobyć pozycję, nie wystarczy mieć talent, jak mówi Corentin, trzeba mieć i statek! Zacny pan Lenoir przewidział mój los, kiedy, z okazji naszyjnika[1], wykrzyknął: „Nie dojdziesz nigdy do niczego!“ dowiadując się, że nie wytrwałem pod łóżkiem ślicznej Oliwy...
Jeżeli czcigodny ojciec Canquoëlle (nazywano go ojcem Canquoëlle w całym domu) osiedlił się przy ulicy des Moineaux, na czwartem piętrze, możecie być pewni, iż znalazł w rozmieszczeniu lokalu pewne właściwości, które sprzyjały jego straszliwym funkcjom. Dom, położony na rogu ul. św. Rocha, z jednej strony nie miał żadnego sąsiedztwa. Ponieważ schody dzieliły go na dwie części, znajdowały się na każdym piętrze po dwa pokoje zupełnie oddzielne. Te dwa pokoje leżały od strony św. Rocha. Powyżej czwartego piętra, było poddasze, na którem jedna izdebka służyła za kuchnię, druga zaś za mieszkanie służącej, Flamandki imieniem Katt, która wykarmiła Lydję. W pierwszym pokoju urządził ojciec Canquoëlle swoją sypialnię, w drugim gabinet. Okno gabinetu, wychodzące na ulicę des Moineaux, znajdowało się naprzeciw narożnego muru bez okna; od schodów dzieliła tę izbę szerokość sypialni. Kiedy przyjaciele rozmawiali poufnie w tym gabinecie, jakby umyślnie sporządzonym dla ich ohydnego rzemiosła, nie obawiali się żadnego ucha, żadnego spojrzenia. Przez ostrożność, Peyrade wyścielił ściany i podłogę u Flamandki grubą tkaniną,
- ↑ Słynna sprawa naszyjnika Marji Antoniny.