udasz się tęgim kłusem do Vincennes, Meudon i Ville-d’Avray. Jeśli ktoś będzie was śledził lub jechał za wami, nie przeszkadzaj, bądź łatwy, rozmowny, przedajny! Będziesz mówił o zazdrości Rubemprégo który szaleje za panią, i który zwłaszcza nie chce, aby wiedziano w świecie, że ma tego rodzaju kochankę...
— Rozumiem. Czy trzeba mieć broń?
— Nigdy! rzekł żywo Karlos. Broń!... na co? aby się dopytać nieszczęścia? Nie posługuj się w żadnym wypadku nożem. Kiedy można połamać nogi najsilniejszemu człowiekowi ciosem którego cię nauczyłem... kiedy się można bronić trzem uzbrojonym szpiclom z tą pewnością iż się rozciągnie dwóch na ziemi nim zdołają wydobyć pałasik, czegóż się lękać? Czy nie masz laski?
— Prawda, odparł strzelec.
Paccard, nazywany Stara gwardja, człowiek o ścięgnach z żelaza, ramionach ze stali, włoskich bokobrodach, kędziorach artysty, brodzie sapera, twarzy wypełzłej i niewzruszonej jak twarz Contensona, krył swój temperament wewnątrz, miał minę tamburmajora rozbrajającą wszelkie podejrzenia. Człowiek zbiegły z Poissy lub Melun nie posiada tej zadowolonej z siebie powagi i tej wiary w swoje znaczenie. Ów sługus Al-Raszyda galer żywił dla Karlosa ten sam przyjacielski podziw, jaki Peyrade miał dla Corentina. Kolos ten, o długich nogach, niezbyt rozrosłej piersi, dość szczupły, przechadzał się na swych piszczelach z miną nader poważną. Za każdem stąpnięciem nogi prawej, prawe oko śledziło okolicę ze spokojną chyżością właściwą złodziejom i szpiegom. Oko lewe naśladowało prawe. Jeden krok, jeden rzut oka! Chudy, zwinny, gotów na wszystko, Paccard byłby, zdaniem Jakóba Collin, doskonały — tak gruntownie posiadał talenty człowieka w wojnie ze społeczeństwem — gdyby nie słabość do gorących napoi. Wkońcu jednak mistrz zdołał go wdrożyć do tego aby pił jedynie wieczór. Za powrotem do domu, Paccard pochłaniał płynne złoto, jakie mu sączyła małemi łyczkami brzuchata kamienna dziewczynka, przybyła z Gdańska.
Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/139
Ta strona została skorygowana.