Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

— Nie żądam tego poświęcenia, odparł Barker; mógł pan być upoważniony do podjęcia. Niech pan pokwituje, a ja podejmuję się zrealizować.
— Dziwi mnie taka nieufność ze strony d’Estourny’ego, rzekł Cérizet.
— W jego położeniu, rzekł Barker, nie można mu mieć za złe, że złożył jajka w rozmaitych koszykach.
— Czyżby pan przypuszczał?... spytał aferzysta, oddając fałszywemu Anglikowi weksle prawidłowo pokwitowane.
— ...Przypuszczam, że pan zachowa jego kapitały, rzekł Barker, jestem tego pewny: są już rzucone na zielony stół Giełdy.
— Majątek mój zależy od tego, aby...
— Aby je przegrać pozornie, rzekł Barker.
— Panie!... krzyknął Cérizet.
— Słuchaj mnie, drogi Cérizet, rzekł zimno Barker; oddałby mi pan przysługę, ułatwiając mi tę operację. Bądź pan tak uprzejmy napisać do mnie list, w którym powiesz, iż oddajesz te walory pokwitowane na rachunek d’Estourny’ego, i że komornik, któremu zlecono pościg, ma uważać okaziciela listu za posiadacza trzech akceptów.
— Czy zechce mi pan wymienić swoje nazwisko?
— Bez nazwiska! odparł angielski kapitalista. Pisz pan: okaziciel listu i akceptów... Zapłacę panu dobrze tę uprzejmość.
— Jak?... rzekł Cérizet.
— Jednem słowem. Zostaje pan we Francji, nieprawdaż...
— Tak, panie.
— Otóż, nigdy Jerzy d’Estourny nie wróci do kraju.
— Dlaczego?
— Jest więcej niż pięć osób, które, wedle mojej wiedzy, zamordowałyby go, i on wie o tem.
— Nie dziwię się, iż prosi mnie, abym mu pomógł zakupić ładunek przeznaczony dla Indyj! wykrzyknął Cérizet. I, na nieszczęście, zobowiązał mnie, abym uwięził wszystko w papierach pu-