Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

wiać się szpiclów. Wreszcie, daj gościowi mniej lub więcej jasno do zrozumienia, że wyzywasz wszystkie policje świata, by odszukały miejsce, gdzie się kryje nasza ślicznotka. Nie zdradź najmniejszego śladu... Skoro spoufalicie się już tak, iż będziesz mogła klepać go po brzuchu mówiąc: „Stary ladaco!“ zrób się bezczelna i weź go poprostu za łeb.
Zagrożony tem, że nie ujrzy więcej pośredniczki, skoro poważy się ją szpiegować, Nucingen odwiedzał Azję idąc na giełdę, drapiąc się na nędzne półpięterko przy ulicy Neuve-Saint-Marc. Ileż razy zakochani miljonerzy zdeptali te błotniste ścieżki, i z jaką rozkoszą! wiedzą to bruki paryskie. Wodząc barona od nadziei do rozpaczy i przegradzając jedno drugiem, pani de Saint-Esteve doprowadziła go do tego, że chciał wiedzieć wszystko co tyczy nieznajomej, za wszelką cenę!...
Przez ten czas, komornik działał, i działał tem skuteczniej, ile że, nie spotykając ze strony Estery żadnego oporu, posuwał rzecz w zakreślonych ustawą terminach, nie tracąc ani doby!
Lucjan, prowadzony przez swego doradcę, odwiedził kilka razy pustelnicę w Saint-Germain. Okrutny twórca tych machinacyj uznał owe schadzki za potrzebne aby nie dać zniszczeć piękności Estery, uroda jej bowiem zaczynała grać rolę kapitału. W chwili gdy czas był opuścić domek leśnika, Karlos sprowadził Lucjana i biedną kurtyzanę na kraj opuszczonej drogi, w miejsce skąd było widać Paryż, a gdzie nikt nie mógł ich słyszeć. Wszyscy troje usiedli, o wschodzie słońca, na pniu ściętej topoli w obliczu tego krajobrazu, jednego z najwspanialszych na świecie, który obejmuje łożysko Sekwany, Montmartre, Paryż, Saint-Denis.
— Moje dzieci, rzekł Karlos, wasz sen się prześnił. Ty, mała, nie zobaczysz już Lucjana; albo, jeżeli go zobaczysz, znałaś go, przed pięciu laty, kilka dni zaledwie.
— Nadeszła zatem moja śmierć! rzekła nie roniąc ani jednej łzy.
— Ech! toć już od pięciu lat jesteś chora, odparł Herrera.