nienia kontraktu, gotuj się opłakiwać moją śmierć. Nie chcę już pana nudzić; dzień, w którym wybierzesz przyjemność zamiast szczęścia, będzie dla mnie dniem bez jutra.
Po pierwszym liście, baron wpadł w ową zimną wściekłość, od której stary człowiek może paść na miejscu; spojrzał w lustro, zadzwonił:
— Kąpiel na nogi!... zawołał na nowego kamerdynera.
Podczas kiedy brał kąpiel, przyszedł drugi list: przeczytał go i upadł bez zmysłów. Zaniesiono miljonera do łóżka. Skoro bankier przyszedł do siebie, pani de Nucingen siedziała przy nim.
— Ta dziewczyna ma słuszność! rzekła. Czemu chcesz kupować miłość?... czy to się sprzedaje na targu? Pokaż-że, coś napisał.
Baron podał kilka bruljonów listu; pani de Nucingen czytając uśmiechnęła się. Nadszedł trzeci list.
— To zdumiewająca dziewczyna! rzekła baronowa przeczytawszy.
— Co czynić? spytał baron żony.
— Czekać.
— Czekać! odparł, natura jest nielitościwa...
— Słuchaj, mój drogi, rzekła baronowa, jesteś teraz bardzo dobry dla mnie, spróbuję dać ci dobrą radę.
— Jesteś dobra żona!... rzekł. Rób długi, ja zapłacę...
— To, co ci się zdarzyło po otrzymaniu listów tej dziewczyny, bardziej wzrusza kobietę niż wszystkie wyrzucone miljony i wszystkie listy, choćby najpiękniejsze; staraj się, aby się o tem dowiedziała pośrednio, może ją dostaniesz! i... nie miej żadnego skrupułu, nie umrze z tego, rzekła mierząc oczami męża.
Pani de Nucingen nie znała zupełnie natury tych dziewczyn.
— Jaka ta Delfina sprytna! pomyślał baron, skoro zostawiła go samego.