„Drogi baronie, gdyby kucharka którą mi przysłałeś nie była nigdy w mojej służbie, mogłabym myśleć, iż zamiarem twoim było opowiedzieć mi, ile razy zemdlałeś przedwczoraj, czytając moje listy. (Cóż chcesz! byłam bardzo rozstrojona tego dnia, odgrzewałam w myśli pamięć swojej żałosnej egzystencji). Ale ja znam szczerość Azji. Nie żałuję już, że sprawiłam ci nieco zmartwienia, skoro zdało się ono na to, aby dowieść jak ci jestem droga. Takie już jesteśmy, biedne wzgardzone istoty: prawdziwe uczucie więcej nas wzrusza od szalonych wydatków. Co do mnie, lękałam się zawsze, aby nie być manekinem, na którym rozwieszasz swoją próżność. Przykro mi było być tylko tem dla ciebie. Tak, mimo twych pięknych zaklęć, sądziłam, że mnie uważasz za kobietę którą kupiłeś. Otóż, teraz przyrzekam być dobra dla ciebie, pod warunkiem że zawsze będziesz mi trochę posłuszny. Jeśli ten list zdoła zastąpić recepty lekarzy, dowiedzie mi pan tego, zachodząc odwiedzić mnie po giełdzie. Zastaniesz w pełnym rynsztunku, przystrojoną w twoje dary, tę, która się kreśli, na całe życie, narzędziem twoich rozkoszy,
Na giełdzie, baron de Nucingen był tak rzeźki, tak wesół, tak dobroduszny napozór i pełen konceptów, że du Tillet i Kellerowie nie mogli się wstrzymać aby nie spytać o powód ukontentowania.
— Kocha mnie... Niedługo będziemy oblewali nowe mieszkanie, rzekł do du Tilleta.
— Na ile to panu wypada? spytał prosto z mostu Franciszek Keller, którego pani Colleville kosztowała, jak mówiono, dwadzieścia tysięcy rocznie.
— Nigdy ta kobieta, ten anioł wcielony, nie zażądała odemnie ani szeląga.
— Ba! tego się nigdy nie robi, odparł du Tillet. Właśnie dlatego aby niczego nie żądać, trzymają sobie ciotki i matki.
Między giełdą a ulicą Taitbout, baron krzyknął siedm razy na stangreta: